Andrzej Szczypiorski i paradoksy losu pisarza

Bywają biografie powikłane i niejednoznaczne. Tak jest z Andrzejem Szczypiorskim, którego publicystyka czy powieści mniej budzą emocji aniżeli zawartość teczek IPN i informacje, że współpracował z SB donosząc na swojego ojca Adama. Potem spotkał go ten sam los; kiedy stał się jednym z głównych postaci KOR, to „rozpracowywał” go dla SB własny syn jako TW „Gaweł”. Można założyć, że po traumatycznych doświadczeniach Marca 68′ pisarz całkowicie zerwał z bezpieką, a wyrazem tego, a także swoistej ekspiacji, była powieść „Msza za miasto Arras’, zapewne do tej pory najcelniejsze dzieło o tamtym haniebnym czasie. Wydane w 1973 roku i zawierające również jakby przeczucie co do oceny biografii i wartości jego spuścizny literackiej. Trzy lata później, Szczypiorski związał się z tworzonym przez Jana Józefa Lipskiego KOR i zaczął drukować w podziemnej prasie. Wziął udział w niezależnym Kongresie Kultury Polskiej 12 grudnia 1981 roku w Warszawie, a dzień później był już w więzieniu w Białołęce i trafił do obozu w Jaworze. Wprawdzie ten obóz to nie było Sachsenhausen (był tam w czasie wojny), „wojna jaruzelska” nie była niemiecką okupacją, niemniej jednak miało to znaczenie symboliczne i zaznaczało ciągłość losów polskiego inteligenta. W każdym razie, ponad 30 lat temu Szczypiorski święta spędzał w niezbyt optymistycznym nastroju i przeżycia z obozowego etosu opisał w „Notatniku stanu wojennego”, nie heroizując ani upiększając tego czasu. Przebył więc dość cierniową drogę od losu agenta bezpieki po prześladowanego przez reżim opozycjonistę, by w końcu dzięki „Pięknej pani Seidemann”, stać się w latach dziewięćdziesiątych nieoficjalnym ambasadorem polskiej literatury w Niemczech i niekwestionowanym jeszcze przez nikogo autorytetem moralnym.

Powieść „Początek” (w Niemczech ukazała się właśnie pod tytułem „Piękna pani Seidemann”, uznawana jest powszechnie za jego najlepsze dzieło. Ja jednakże uważam, że pierwszeństwo w tym względzie należy się „Mszy za miasto Arras” – wybitnej i doskonale korespondującej z dzisiejszymi czasami, kiedy to reżyser Grzegorz Braun (Errata do biografii”) i jemu podobni próbują pisarza wepchnąć na jakiś stos. To powieść napisana bezpośrednio po antyżydowskiej i antyinteligenckiej nagonce w marcu 1968 roku i pozbawiona jakichkolwiek złudzeń co do pobudek kierujących władcami PRL, ale też obnażająca odwieczne mechanizmy zachowań ludzkich. Bo przecież Szczypiorski niby sięgał głęboko w historię, lecz było oczywiste, że opowieść o irracjonalnym amoku, fali pogromów, fingowanych procesów, stosów i szubienic doskonale przylega do rzeczywistości o wiele bliższej niż średniowieczna Brabancja. Nie poprzez realia-poprzez socjotechnikę. Poprzez niezmienny od wieków mechanizm nakręcania nagonki; bezwładny, samonapędzający się, samowystarczalny, gdy idzie o znajdowanie kozłów ofiarnych; poprzez ksenofobiczne hasła, niezawodne i skuteczne zawsze i wszędzie. Poprzez łatwość, z jaką dobremu demagogowi przychodziło i przychodzi (teraz dzięki pijarowi), grać na ambicjach i kompleksach ludu, obnoszącego się z nuworyszowską butą i marzącego o ochlokracji.

Narrator Jan w „Mszy za miasto Arras” opisuje zarazę, jaka spustoszyła miasto wiosną 1458 roku, całkowite zdziczenie ludzi, którzy pławili się w okrucieństwie, rozpuście i kanibalizmie i po tych wypadkach ogromny wstyd mieszkańców, szukanie winnych, zawsze wśród tych obcych, odróżniających się od większości. Zapoczątkuje to proces Żyda Culusa oskarżonego o to, że rzucił urok na konia sukiennika Gerwazego i stanie się to sygnałem do pogromu. Zatem młody kleryk Jan będący niejako prawą ręką biskupa Arras Alberta, doświadczy jak fanatyczna wiara prowadzi do szaleństwa, pożogi i zbrodni. Natomiast zarządzający całą prowincją biskup Utrechtu Dawid – hedonista, sceptyk, którego świątobliwy Albert jest plenipotentem, podejmie później próbę powstrzymania zbrodniczego amoku i unieważnienia skutków wydarzeń. Bezskutecznie zresztą, bo wymazanie czegokolwiek z pamięci nie leży w jego mocy.

Napisana prawie 40 lat temu „Msza za miasto Arras” nie była zatem jedynie polityczną przypowieścią przybraną w historyczny kostium gwoli zmylenia cenzury. Ukazywała niszczycielską moc tworzenia przez rządzących podziałów i wyodrębniania tych, którzy są obcy, mniej wartościowi i prawdziwi jako…mieszkańcy Arras, uwalniania z pęt prawa i sumienia najniższych instynktów.

Zastanawiające, że teraz się tak dużo mówi o podziale między Polakami i wzrastającej nienawiści, a piewcy IV RP i nie tylko oni, wciąż wynajdują swojego Żyda Culusa. Zapewne dzisiaj byłby nim również sam Szczypiorski, który w swojej powieści przestrzegał także przed upraszczaniem złożonych kwestii, operowaniem biało-czarnymi schematami, szukaniem łatwych recept. I nie było to pisane w tonie samousprawiedliwienia.

Dodaj komentarz