Ach, ileż bieli zórz i czerwień wiśni z dawnej krwi
Staje się bliźniaczo sobą w nagłym uniesieniu,
Wmawiając marom nocy lament przeszłych dni.
Na razie mroź liczy ślepe stawy przy brzemieniu
Wiatru od wschodu niosącego drwiący śmiech.
W ślad za głosem zdrada jątrzy w oka mgnieniu.
I w ściegu odświętnych chust idących na mszę
Serce ambon, Dmowski przy zbożnym kamieniu
Ludzi śpieszących przez zamieć w cienie i mgłę.
Krwawi chorągiew będąc jak żągiew w płomieniu,
Znów nadchodzą kroki butne, gwałtowne, krwawe
I skowyt wilków w czerniącej łunie przy Warszawie.
Copyright by Marek Sienkiewicz, 2013