Jarosław Iwaszkiewicz po latach

Różnorodna twórczość pisarska Jarosława Iwaszkiewicza do tej pory budzi powszechne uznanie krytyków i rzesz czytelniczych, pomimo tego, że jego życie, a ściślej sprawę ujmując – postawa wobec komunistycznych włodarzy PRL i tzw. kolanopokłonność – wzbudzają w dalszym ciągu polemiki i kontrowersje.Byli i są wszak tacy, którzy nazywają go „Petainem polskiej literatury”, kolaborantem paradującym w stroju górnika, zakładnikiem reżimu. Myślę, że pewnym wytłumaczeniem może być fatalistyczny stosunek poety do historii, przekonanie, że nie ma innego wyjścia i należy współpracować z okupantem, jak to czynili Polacy po klęsce powstania styczniowego, a nawet wcześniej. Był zatem u Iwaszkiewicza pozytywistyczny rys, ale to już sprawa na odrębny szkic, inną opowieść. Jego wielkość literacka do tej pory opiera się na dorobku poetyckim – od debiutanckich „Oktosytchów” aż po ostatni tom „Muzyka wieczorem” z 1980 roku – a także na krótkich formach prozatorskich.

Miałem niedawno w ręku „Wiersze” Iwaszkiewicza; wybór utworów, choć niekoniecznie w pełni reprezentatywny, tego orędownika estetyzmu przez cały okres aktywności twórczej, który kultywował Włochy, jako ojczyznę duchową, zmysłowy panteizm, umiłowanie konkretu i tęsknotę za „kulturą światową”, wznoszącą się ponad różnice i nacjonalizmy. Można znaleźć w owym wyborze wiersze z debiutanckiego tomu „Oktostychy” z 1919 roku; niepodważalna jest w nich młodzieńcza ekscytacja akmeistami, obecne duchowe powinowactwo z miłośnikiem Dantego, Osipem Mandelsztamem, Mikołajem Gumilowem  czy liryką Anny Achmatowej. Nade wszystko jednak, fascynacja estetyzmem spod znaku egotyka, zatwardziałego piewcy homoseksualizmu, Oskara Wilde’a i manifestacyjna afirmacja błahości tematyczne, przekorny artyzm. Trzeba przypomnieć, że „Oktostychy”, wprowadzające też japoński gatunek liryczny-„uty” – powstają w okresie walk o granice, zmagań z bolszewikami, a odrzucony przy poborze ochotników do wojska warszawski Skamandryta Jan Lechoń, ze względu na słaby wzrok, wpada w depresję, że nie może walczyć w obronie odradzającej się Polski. Zaledwie jeden utwór -” Utęskniony pociąg” wybrano z tomu „Dionizje”, a przecież w nim ujawnia się poeta-skandalista, występujący przeciwko drobnomieszczańskiej obyczajowości, zrywający pęta konwenansu i sławiący Dionizosa, boga ekstatycznych orgii miłosnych, samo-zatraty w żywiołach witalizmu. Zresztą, kiedy autor „Dionizji” ugruntuje, wzmocni  swoją pozycję, to w Warszawie wszyscy będą wiedzieć, że wejście do literatury i co za tym idzie, do sławy, wiedzie przez łóżko Nałkowskiej bądź łoże Iwaszkiewicza; inne drogi były bardziej kręte, nie gwarantowały sukcesu.

W „Wierszach” stosunkowo najwięcej  kunsztownych liryków pochodzi z dwóch ostatnich tomów :” Mapy pogody” (1977) i „Muzyki wieczorem”(1980), kiedy to już cień Tanatosa kroczył za poetą. Wiersze mają charakter rozrachunkowy, wypełnione są melancholijną materią przeszłości, bywają przejmującym studium starości. W „Apassionacie” pisał:” Noc. Któż to do bramy o tej porze stuka?/ Wiatr liśćmi kręci i zamiecią grozi. / Za budę wciska się zlękniona suka,/ Co w dzień biegała na długim powrozie”. Wiadomo, że niespodziewanym gościem, który wywołuje wszędzie i u wszystkich przestrach, może być jedynie śmierć. Niektóre utwory w ostatniej książce napisane są w tonie modlitewnym. Jednakże poeta, pełen wahań i rozterek, wcale nie ma pewności, że po przekroczeniu granicy życia jest coś więcej aniżeli nicość. „Apassionata”, jak i inne wiersze, składają się z niewielu słów, łączonych w sposób najprostszy. Czasem ma się wrażenie, że zbyt prosty, zanadto lapidarny. Jednak jest to tylko złudzenie. Należy zgodzić się z nieżyjącym już Marianem Grześczakiem, który we wstępie do wyboru wierszy Iwaszkiewicza pisał:” Dla starych poetów gwarancją ich mowy jest doświadczenie. Być poetą ponad językiem, być poetą przeciw językowi(…)być tak doskonałym, że stać na granicy banalności, ale jej nie przekroczyć, być tak oczywistym, że aż nadrzeczywistym, powiedzieć wszystko niby nic nie mówiąc”.
Za życia poeta kreował się na  kapłana sztuki. W zbiorze „Wiersze” można znaleźć utwory, które są próbą odpowiedzi na pytanie o sens pisania poezji, a także odniesieniem do tradycji. Iwaszkiewicz przekonuje, że każdy utwór jest powtórzeniem zaistniałego w przeszłości doświadczenia, dziedzictwem po poprzednikach – „w umarłych są bowiem nasze korzenie”. W związku z tym w jego utworach wciąż krążą i przenikają się wzajemnie nurty wszelkich kultur, mnożą się stylizacyjno-aluzyjne tropy. Modelowym przykładem jest „Urania” – jeden z najpiękniejszych i najważniejszych wierszy starego poety.:” Uranio, muzo dnia ostatecznego,/ bogini końca, bogini trwałości,/ zniszczeń bogini i wszystkiego złego,/ stójże na straży domu i nicości”. W tym akurat wierszu Iwaszkiewicz nawiązał do prastarych mitów z kręgu kultury śródziemnomorskiej. Urania to muza astronomii, jedno z imion Afrodyty utożsamianej też z Kybyle, która na terenie Azji Mniejszej czczona była jako Wielka Macierz natura, a jej kochankiem był piękny młodzieniec Attis. On to w przypływie szaleństwa pozbawił się męskości i zmarł. Wkrótce po tym został przez Kybyle wskrzeszony i stał się, przemieniony w sosnę, symbolem odradzającej się przyrody i życia. Posiłkując się tym archetypem poeta wierzy w to, że poprzez swoje dzieło zapewnia sobie istnienie, nieśmiertelność, a jednocześnie kres życia jest namacalnym potwierdzeniem nicości. Stąd paradoks – „bogini końca, bogini trwałości” i przeświadczenie, że on również będzie „stał na straży domu i nicości” i z jego doświadczeń twórczych będą korzystać następne pokolenia. „Urania” to w istocie wiersz o przekraczaniu śmierci, urzekający sugestywnością, siłą metaforyki i niewymuszoną prostotą.

Autor „Oktostychów ” i innych pięknych tomów poezji wierzył w moc sprawczą sztuki. Surowiej, niejako w tonie rozrachunkowym, próbował spojrzeć na swoje życie. Dwa lata przed śmiercią odwiedził grób ojca w Daszewie, a także rodzinne Kalniki i Illińce. W rozmowie z poetą ukraińskim Dymitro Pawłyczkiem  powiedział wielce znaczące zdanie:” Nie sądzę, żeby piekło było pod ziemią. Tam jest za mało miejsca. Jeżeli ono w ogóle istnieje, to znajduje się gdzieś bardzo daleko, w kosmicznych dalach, a i w to wątpię, by kosmos mógł zmieścić wszystkich, komu sądzone, aby trafić do piekła”. Głos porty zabrzmiał nader pesymistycznie, jakby nie miał żadnych złudzeń wobec ludzi, wobec bliskich i samego siebie.

Dodaj komentarz