Minister Gowin i feministki

Minister Jarosław Gowin sprzeciwił się przyjęciu przez rząd „Konwencji Rady Europy w sprawie zapobiegania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej”, przyjętej w maju 2011 roku w Stambule argumentując, iż zawiera treści feministyczne, uderzające w tradycyjny model polskiej rodziny. W związku z tym, nie kryła swego zdumienia pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania, Agnieszka Kozłowska- Rajewicz, która mogła jedynie popukać się znacząca w czoło na myśl o politycznych i intelektualnych wyczynach krakowskiego konserwatysty.

W gruncie rzeczy przedmiotem sporu między ministrem Gowinem, a resztą rządu i częścią polityków PO, jest to, że owa Konwencja nakazuje przeciwstawianie się stereotypom, związanym ze społeczną rolą płci i uznaje pełnię praw kobiet w sferze samorealizacji intelektualnej, zawodowej, obyczajowej. Krótko mówiąc: walczy z tradycyjnymi rolami przypisywanymi kobiecie, sprowadzaniem jej roli w życiu do bycia jedynie matką i gospodynią domową, królową mitycznej Jejlandii. Do dyskusji i postawienia Krakowianina pod pręgierzem obskurantyzmu i wstecznictwa, gdyż jest obrońcą patriarchatu, przyczyniły się też nasze sztandarowe feministki m.in pisarka Kinga Dunin, której zbiór esejów i szkiców „Karoca z dyni” z 2011 roku, to mimo wszystko opowieść o Kopciuszku, przeistaczającym się z kocmołucha w królową życiowego balu. Wszak to marzenie większości feministek.

Jarosław Gowin podrzucił do przestrzeni publicznej termin „feminizm”, co dla większości Polaków, m.in także dziennikarek z Polsatu News, ma zabarwienie pejoratywne, wiąże się z czymś rozwichrzonym, agresywnym i jednocześnie groteskowym; również z dziedzictwem PRLu, o czym pisała w znakomitej pracy „Świat bez kobiet” Agnieszka Graff. Polskiej prawicy udało się zohydzić ten termin w świadomości społecznej, co ma ułatwić zakładanie kagańca kobietom, mimo że feminizm ma różne oblicza i nie jest w żaden sposób jednorodny. Zatem wystąpienie ministra wiąże się także z tak ważną, nie tylko dla Agnieszki Graff, „walką o język”.

Zapoczątkowana przez Betty Friedan książką „Mistyka kobiecości” tzw. „druga fala feminizmu”, w połowie lat sześćdziesiątych, za główny cel stawiała sobie rugowanie z życia społecznego realnie istniejącej dyskryminacji ekonomicznej kobiet, równouprawnienia w życiu rodzinnym i obyczajowym. Po osiągnięciu tych celów na Zachodzie pojawiła się „trzecia fala”; akcentująca wolność seksualną kobiet, ale też wierność małżeńską (to się nie musi wykluczać), propagująca pornografię i antypornografię itd. „Trzecia fala” jest wewnętrznie skłócona, radykalne grupy snują nawet wizje niczym z „Seksmisji” Juliusza Machulskiego. U nas feministki są na razie na etapie „drugiej fali” i wydaje się, że prędzej niż później swoje idee wprowadzą w życie.

Kilka lat temu profesor socjologii, Henryk Domański opublikował książkę o Polkach pod znamiennym tytułem „Zadowolony niewolnik”. To się jednak zmienia i procesy emancypacyjne wydają się nieodwracalne. Obecnie przeszło 75 procent studiujących to kobiety i coraz częściej są lepiej wykształcone niż ich partnerzy życiowi(tzw. intelektualne mezaliansy), coraz więcej kobiet utrzymuje swoje rodziny i dąży do samorealizacji. Nie da się zatem, w tych warunkach, utrzymać patriarchatu. A wystąpienie ministra Gowina było, mówiąc eufemistycznie, co najmniej niemądre. Ale z ministrami tak czasem bywa.

Marek Sienkiewicz

Dodaj komentarz