Ja nie lubię ciebie
ty nie lubisz mnie
on nie lubi nas
wy jesteście komuchy i złodzieje
oni to fanatycy i kato-faszyści
nami i wami rządzi obcy układ
nie zginęła i nie zginie
póki obok siebie żyjemy
Annas
Ja nie lubię ciebie
ty nie lubisz mnie
on nie lubi nas
wy jesteście komuchy i złodzieje
oni to fanatycy i kato-faszyści
nami i wami rządzi obcy układ
nie zginęła i nie zginie
póki obok siebie żyjemy
Annas
kiedyś temat leżał na ulicy
duch czasów miał duszę
wystarczały biało-czerwone słowa
z wybitną rolą podtekstów
o czym dzisiaj pisać ma ulica
gdy napiera obcy i wrogi tłum
zmienia się tylko blichtr dekoracji
sceny następują jak w czarnej komedii
dziś bezdomny leżał godzinami przy zbiegu ulic
trzymając jakiegoś zbolałego wróbla w garści
przy całym korowodzie roześmianych cieni
w radiu mówili
kiedyś temat leżał na ulicy
teraz chciałabym czasami
odwrócić od niej czuły dla świata wzrok
Annas
Spojrzenie ( z Johna Steinbecka)
Niekiedy zauważał u swojego psa,
w wyrazie oczu smutek i pogardę;
a ten skrywał ją pod zadziwieniem.
I był przekonany,że psy w zasadzie
uważają ludzi za niespełna rozumu.
Przed burzą
Księżyc w rozłożonych dłoniach
ciemnych chmur. Kołysanka przed
chimerą burzy, pianola strojona
przez muzykę, nuta z kropli nieba.
Sierpień (dla K.)
Przenika nas czułe światło sierpnia,
o północy przywiedzie driady, najady,
które snom nie szepczą:”Do widzenia”
Będą z Tobą aż zjawi się kolejny świt
z tkliwością Erato w spojrzeniu rosy,
we wzniosłej poezji dnia przed nocą.
Wszystko w tej wędrówce pewne i bliskie,
matka szukająca w gniewie czułej Ciebie,
natchniona dziewczyna z tomikiem Lieberta,
pierwszej miłości nagłe wzloty i upadki,
tęsknota za dziećmi z Wysp Szczęśliwych
i szalone harce Sary nad rzeką Lete.
I najcieplejszy uśmiech Twój,
muzy miłosnej z ogrodów Północy,
z których prometejski zachwyt
przemijającą w bogactwie różnorodności
nieustającą urodą przybywającego świata.
Ci, co budzą śpiącą w nas podróż
pogrążają się w zamęt ulic i miast.
Pośpieszne kroki i obcość twarzy
nie przybliżą do spojrzeń gwiazd.
Ci, co wciąż, nieustannie wędrują
Z czasem o wszystkim zapomną.
Ten, co na dłużej zatrzymuje się,
wie, że minione od nowa poznaje.
Życie znów śpiesznie wyprawia Cię w podróż,
Żeby jeszcze jeden nieszczęsny los odmienić,
Wyrwać z pęt hycla i zaczarować istnieniem,
Które dziką radością rozbryzguje nurt rzeki
i zanurza się błogo w bujność łąk zielonych .
Teraz znowu więcej dowiesz się o tęsknocie
-Przejęta zmartwieniem i miną rozbawienia-
Z początku nieśmiałej, nienazwanej czułości,
Wierności i szukaniu zapachu miłego cienia,
Który przeniknie w powracające dni i noce.
Jakże krótka jest lista obecnych umarłych,
Krótka jak wpół urwany jęk i gasnący wzrok;
Nim przeniknie to w cień, odejdzie do Szeolu
I pojawi się z echem w cichnącym memento.
Profesor Dan.F. Cohn słyszy nerwowy tupot,
Dudnią, zbliżają się kroki Kainowych synów,
Dźwięk tłuczonych szyb nasila się i poraża,
Nieruchomieje w głosie znów jątrzonej rany.
Werner Friedmann jaśni ogniem synagogi
Ciemność snów, z których uchodzi pasterz.
Nie milknie w nich kristiallnacht- dławi kadisz,
Głośny szloch wstrząsa językiem Sary i Israela-
Nie przypuszczali, że śmierć weźmie tak wielu-
Wciąż biją się w pierś:”Boże- jesteśmy grzeszni”
Kurczowo powtarzają słowa łaski, roją o nadziei,
Która najczęściej dawała to, czego nie chcieli.
Getto w Rynku 40 i blisko ulicy Parafialnej,
Stłamszenie w jednym miejscu obaw i rozpaczy,
Za murem miasto; dostawcy chleba, klaksony,
Chichot dzieci i radość w obojętnym tłumie.
——————————————-
Drzewa w Głogowie widziały pożogę i wiatr
Rozpamiętuje płacz osieroconego Mojsze,
Stary kamień przy drodze jest tu modlitwą,
Księgą z psalmów rytą dymami i popiołem.
Każdy dzień rozpoznaje w sobie ich twarze
I strwożeni lękiem stają się nami nocą.
Jesteś wiosną i znów rozkwitasz jak magnolie,
Kochając dążysz do wewnątrz i zewnętrznego,
By ożywiać światłem ciekawe życia ukojenie.
Twoje słońce nieprzerwanie krąży, a nocą
Przemienia się w sny różowiejącego głogu
Żeby o świcie budzić sobą oddech natury.
Wciąż jesteś Diotymą pośród ogrodów róż
Tętnem prężącej listki i zew winnej latorośli.
Czasami Ezra Pound
So-Shu śnił,
że był wzlatującą sójką i wizgiem kosa
w świetlistym kręgu.
Nie wie dlaczego, miałby czuć się czymś innym.
Stąd radość.
Safona
W ogrodzie chanson niczym wzór
bazie magnolii w brązowym pierścienia źródła.
Warte czułości wszystkich róż Safony.
Swinburn ( dla K.)
O niezaspokojona, niepojęta
potęgo kobiecości rozmarzonej Salome!
Pragnę Twych warg z pieśnią i słowami
muz.
Odpychana miłość zimuje wśród mrozu,
a dziś pana pocałunki są tak gorące,
że przy nas skrapla się oddech pary.
Przez moment myślałam naiwnie,
że to jakaś anomalia pogodowa.
Zimowy upał
roztapia sople.
Annas